Skip to content

Instantly share code, notes, and snippets.

  • Star 0 You must be signed in to star a gist
  • Fork 0 You must be signed in to fork a gist
Star You must be signed in to star a gist
Save Vegann/95787cc1fd9feb0a4cfb9c7f4504984b to your computer and use it in GitHub Desktop.
Alicja Tysiąc: Jestem wrakiem człowieka. Moje dzieci i ja przeżyliśmy piekło

Alicja Tysiąc: Jestem wrakiem człowieka. Moje dzieci i ja przeżyliśmy piekło

- Przez ostatnie dwadzieścia lat życie tak mnie przeczołgało, że musiałam podjąć leczenie u psychiatry. Wyzwiska i hejt spadły także na moje dzieci - mówi Alicja Tysiąc, której dwadzieścia lat temu odmówiono prawa do legalnej aborcji. W wyniku porodu kobieta prawie całkowicie straciła wtedy wzrok. Dziś nosi szkła o mocy 27 dioptrii. Wciąż grozi jej całkowita utrata wzroku.

W 2000 r. Alicja Tysiąc, matka dwójki dzieci, dowiedziała się, że jest w ciąży. Kilku niezależnych lekarzy stwierdziło, że poród obarczony jest dużym ryzykiem, bo w trakcie może dojść do odwarstwienia siatkówki oka. To oznaczałoby utratę wzroku. Alicja Tysiąc chciała zrobić legalną aborcję, ale ostatecznie nie otrzymała na nią zgody. Podczas porodu spełnił się czarny scenariusz – kobieta prawie całkowicie straciła wzrok. W 2003 r. przy wsparciu organizacji feministycznych złożyła skargę przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Ten w 2007 r. orzekł, że została bezprawnie zmuszona do donoszenia ciąży. Alicja Tysiąc stała się głosem kobiet pozbawionych wyboru. Dziś kobiece środowiska wspierają ją w walce o zdrowie.

Jest pani jedną z osób, które dwadzieścia lat temu odczuły na własnej skórze, że tzw. kompromis aborcyjny nie działa. Co pani czuje dziś, gdy widzi, że zamiast do przodu robimy krok w tył?

– Czuję ogromną złość i bezsilność. Państwo pokazało właśnie, że za zdrowie i życie kobiety nie będzie brało odpowiedzialności. Po raz kolejny, jako kobieta, nie czuję się w tym kraju bezpiecznie.

Dwadzieścia lat temu odebrano mi godność. Zostałam wrakiem człowieka z nieuleczalną chorobą oczu. A przecież ja tylko walczyłam o realizację przysługującego mi prawa.

Była pani w ciąży, a poród stanowił zagrożenie dla pani zdrowia i życia, co stwierdziło kilku lekarzy. To jedna z przesłanek, która dopuszczała – i wciąż dopuszcza – legalną aborcję. Dlaczego więc w pani przypadku prawo nie zadziałało?

– Problem polegał na tym, że każdy realizował je, jak chciał.

W moim przypadku ostatnie zdanie należało do śp. dr. Dębskiego. Przypomnę, że to właśnie dr Dębski podważył opinie innego specjalisty i zakazał aborcji. A mnie groziła całkowita utrata wzroku, ale też śmierć na skutek pęknięcia macicy. Po porodzie prawie kompletnie straciłam wzrok. Mój lekarz miał rację, a dr Dębski się pomylił.

Może problemem nie była jego zła wola, a nieprecyzyjne przepisy? Werdykt Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2007 r. na złożoną przez panią skargę na państwo polskie w pewnym sensie to potwierdza. Trybunał orzekł, że polskie przepisy w sprawie aborcji są niejasne, a możliwość penalizacji lekarzy za aborcje, do których nie było wystarczających podstaw medycznych, może być na lekarzy skutecznym straszakiem.

– Rzeczywiście, kilku okulistów bało się wystawić zaświadczenie o wskazaniach do aborcji, choć w bezpośrednich rozmowach potwierdzili, że poród jest dla mnie poważnym zagrożeniem. Znalazł się jednak specjalista, który nie miał w sobie strachu i takie zaświadczenie wystawił. Dr Dębski odbył ze mną pospieszną rozmowę, która zaczęła się na korytarzu. Dopiero kiedy zobaczył moje zdenerwowanie i płacz, zaprosił do gabinetu. Rozmowa jednak była krótka. Powiedział: "Alu, możesz mieć jeszcze ośmioro dzieci". Moim zdaniem to nie była kwestia strachu.

Przez dwadzieścia lat doświadczyła pani wielu krzywd. Skrzywdziło panią państwo, ale też ludzie. Która krzywda boli bardziej?

– Każda krzywda bardzo boli, nie da się tego zmierzyć ani porównać. Przez ostatnie dwadzieścia lat życie tak mnie przeczołgało, że musiałam podjąć leczenie u psychiatry. Wyzwiska i hejt spadły nie tylko na mnie, ale też na moje dzieci.

Ludzie zgotowali pani i pani rodzinie piekło.

– Najgorsza była przemoc psychiczna wymierzona w dzieci. Doświadczały w szkole szykan ze strony rówieśników, nauczycieli, katechetów oraz dobrych rodziców katolików. Chwilami to było nie do wytrzymania.

Kiedy jedno z moich dzieci było w gimnazjum, katecheta popchnął je, bo uważał, że nie ma prawa chodzić z nim po jednym korytarzu. Do akcji wkroczył szkolny psycholog, przepraszał. Przeszło mi wtedy przez myśl, by złożyć do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Ale zrezygnowałam ze strachu przed konsekwencjami. Moje dziecko było wystarczająco przerażone.

Szykan doświadczyła także pani najmłodsza córka. Wypominano jej, że mama, będąc z nią w ciąży, chciała tę ciążę przerwać. Jak to wpłynęło na córkę, panią i wasze relacje?

– Choć minęło tyle lat, córka wciąż otrzymuje obrzydliwe wiadomości. To nie ma końca.

Kiedy była młodsza, wracała ze szkoły i pytała, czy ją kocham. Bo nauczycielka, która akurat była w ciąży, mąciła jej w głowie.

Córka była wtedy małą dziewczynką, wielu spraw nie rozumiała. Ale osób, które próbowały ją do mnie zniechęcić, było więcej. Na szczęście ich działania nie przynosiły skutku. Mamy z córką bardzo dobry kontakt, zawsze tak było. Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic, na bieżąco przegadywałyśmy wszystkie problemy.

Dziś córka także staje w obronie praw kobiet, uczestniczy w strajkach. Dla złośliwych i ciekawskich: do niczego jej nie namawiałam, to była jej decyzja.

Jak przez ostatnie 20 lat wyglądało pani życie?

– Życie z bardzo słabym wzrokiem jest cholernie ciężkie. Poza tym człowiek inaczej funkcjonuje, gdy rodzi się niewidomy i to jest jedyne życie, jakie zna, a inaczej, gdy niespodziewanie traci wzrok i wszystkiego musi się uczyć na nowo. A ja przecież miałam wtedy małe dzieci. Wśród lekarskich zaleceń najważniejsze były zakazy: schylania i dźwigania. Ale będąc mamą małych dzieci, nie sposób nie schylać się i nie dźwigać.

Jak wyglądała i wygląda pomoc państwa dla kobiety, dla matki, która znajduje się w takiej sytuacji?

– Pomoc państwa? Renta socjalna, a dalej radź sobie sama.

Była pani w stanie, gdy dzieci już podrosły, podjąć jakąś pracę?

– Pomimo słabego wzroku, starałam się zawsze coś robić. Liczyłam przede wszystkim na siebie, ale wynikało to z tego, że nie chciałam obciążać innych swoimi problemami. Wiem, że nie tylko ja mam trudne życie, że każdy ma swoje kłopoty. Pracowałam w wielu zakładach pracy chronionej dla osób niepełnosprawnych. Pracowałam dla Unii Pracy między, m.in. u prof. Adama Gierka, i w Fundacji Feminoteka. Pomagałam i pomagam kobietom, które szukają wsparcia i porady. Jeśli sama nie jestem w stanie pomóc, kieruję je do organizacji, w których mogą zasięgnąć porady ekspertów: prawników i psychologów. Lubię pomagać, bo dzięki temu czuję się potrzebna.

W jakim stanie jest dziś pani wzrok?

– To jest ratowanie resztkowego widzenia: walczę o to, co mi zostało, abym mogła w miarę samodzielnie funkcjonować. Przeszłam dwie operacje. Ale nadal wisi nade mną groźba całkowitej ślepoty.

Co można zrobić, by do tego nie dopuścić? I w jakim zakresie NFZ pokrywa koszty leczenia?

– Miesięczna kuracja, czyli lekarstwa, zastrzyki i ozonoterapia, to koszt około 10 tys. złotych. Na NFZ liczyć nie mogę. Terminy są strasznie odległe, moje lekarstwa i zastrzyki nie są refundowane. Jedyne, co państwo częściowo refunduje to szkła do okularów. Tyle że wyrobienie okularów przy mojej wadzie – 27 dioptrii – to koszt około 3,5-4 tys. NFZ refunduje w sumie za jedno i drugie szkło 140 zł, do tego dochodzi refundacja z PFRON-u, czyli 100 zł. I tyle. Na taką pomoc mogą w Polsce liczyć osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności. Leczę się dzięki ludziom dobrej woli, którzy mnie wspierają.

To, że chcemy walczyć o jakość swojego życia i o swoje zdrowie, to coś oczywistego. Ale pani walczy o swoje zdrowie nie tylko dla siebie. Wychowuje pani wnuczkę.

– Moja 2,5-letnia wnusia jest niepełnosprawna. Na wizytę na cito do genetyka czekamy już rok. To jest jakaś bujda o pomaganiu niepełnosprawnym osobom w tym kraju. Wnusi w 2019 zmarła mama. Nie chcę jednak rozmawiać na ten temat, jeszcze nie jestem gotowa.

Jedno z haseł protestu brzmi "Nigdy nie będziesz szła sama". Czy mimo tego hejtu, szykan, ze strony tzw. obrońców życia, czuje pani i czuła, że nie jest sama i że było warto dać swoją twarz i historię walce o dostęp do aborcji w Polsce?

– Pomimo tego, co od dwudziestu lat robią "obrońcy życia", zawsze czułam wsparcie i ogromną solidarność kobiecych środowisk. Nie potrafię wyrazić, jak jestem wdzięczna tym wszystkim dziewczynom, które były przy mnie na różnych etapach życia. I bardzo się cieszę, że działają dziś organizacje, które pomagają kobietom w niechcianej ciąży. Dzięki nim żadna kobieta nie zostanie bez pomocy, każda dostanie wsparcie finansowe, emocjonalne i logistyczne. Mam tu na myśli przede wszystkim Aborcyjny Dream Team i Aborcję bez Granic (+48 22 29 22 597). Sama przed laty nie mogłam liczyć na tego typu pomoc.

Choć dwadzieścia lat temu nie byłam świadoma, do jakiego stopnia ludzie potrafią być podli i jak łatwo przychodzi im ocena innych – także tych, o życiu których nie mają pojęcia – nigdy nie żałowałam, że dałam tej sprawie swoją twarz i historię. Mamy prawo decydować o swoim ciele. Mamy prawo do wyboru. Walka o dostęp do aborcji to walka o godność.

Jeśli chcesz wesprzeć zbiórkę na ratowanie wzroku Alicji Tysiąc, wejdź na stronę

pomagam.pl

Sign up for free to join this conversation on GitHub. Already have an account? Sign in to comment