Skip to content

Instantly share code, notes, and snippets.

Show Gist options
  • Star 0 You must be signed in to star a gist
  • Fork 0 You must be signed in to fork a gist
  • Save Vegann/1dd9de05433ad368adc99e939371e9d6 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Save Vegann/1dd9de05433ad368adc99e939371e9d6 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Dlaczego Krzysztof nie użył plecaka z poduszką lawinową? Okoliczności tragedii na zboczu Kopy Kondrackiej

Dlaczego Krzysztof nie użył plecaka z poduszką lawinową? Okoliczności tragedii na zboczu Kopy Kondrackiej

Czy Krzysztof zwlekał do ostatniej chwili z odpaleniem poduszki ratunkowej, żeby nie zostawić Małgorzaty samej w zwałach śniegu?

„Mężczyzna towarzyszący kobiecie na Kopie Kondrackiej miał plecak z poduszką lawinową, gotową do uruchomienia. Pozostaje pytanie, dlaczego jej nie aktywował” – czytamy w raporcie Horskej Záchrannej Služby, słowackiego odpowiednika naszego Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. To właśnie ratownicy zza naszej południowej granicy dotarli w nocy z 13 na 14 lutego do ofiar lawiny, która zeszła na południowym zboczu Kopy Kondrackiej. Zabiła dwójkę polskich narciarzy: Krzysztofa Ślęzaka i Małgorzatę Kącką.

Plecak

O tej lawinie wiadomo właściwie wszystko, a w każdym razie bardzo wiele. Ustalono, o której godzinie zeszła, gdzie dokładnie się oberwała, jaką miała długość i szerokość, jakie były wtedy warunki atmosferyczne, kogo porwała.

A jednak owe dwa cytowane zdania z raportu słowackich ratowników, którzy wydobyli ciała Małgorzaty i Krzysztofa spod śniegu, wciąż skłaniają do przemyśleń. Wynika z nich bowiem, że dzięki specjalistycznemu plecakowi mężczyzna miał ogromne szanse na uratowanie się z lawiny.

Według górskich statystyk w 90 proc. wypadków specjalny plecak z ABS Lawinen Airbag System wynosi porwanego na powierzchnię lawiny. Wyposażony jest w poduszki, które napełniają się sprężonym gazem w ciągu trzech sekund. W momencie zagrożenia porwaniem przez lawinę trzeba pociągnąć za rączkę na pasie ramieniowym, aby wyzwolić ładunek dwutlenku azotu sprężonego pod ciśnieniem 300 barów. Gaz wypełnia jaskrawopomarańczowe poduszki, które sprawiają, że człowiek nie zapada się w śniegu.

Z jakiejś przyczyny Krzysztof Ślęzak nie odpalił poduszki, która wyniosłaby go na powierzchnię śniegu. „Pozostaje pytanie, dlaczego jej nie aktywował” – brzmi ostatnie zdanie z raportu Horskej Záchrannej Služby, której członkowie odnaleźli ciała Małgorzaty i Krzysztofa.

„Krzysiu dbał o innych”

Próbuję zrozumieć, dlaczego Krzysztof Ślęzak nie odpalił poduszek w plecaku. Pytam o to znajomych znających się na górach. Nie mają na to prostej odpowiedzi. Może nie zdążył zareagować na schodzące masy śniegu? Może zawiódł sprzęt? To jednak mało prawdopodobne. Dzień wcześniej szkolił się pod okiem ratownika TOPR, doświadczonego przewodnika górskiego i instruktora narciarstwa wysokogórskiego. Jakub Brzosko podzielił się wrażeniami z tego spotkania na Facebooku:

„Krzysia poznałem w piątek rano w Kuźnicach. Od kilku dni korespondowaliśmy, zastanawiając się nad tym, co można ewentualnie zrobić w Tatrach w podanym przez niego terminie. Analizując sytuację lawinową oraz pogodową, nie miałem dobrych wieści dla niego. To jedno. Po drugie jako przewodnik zawsze chcę kogoś poznać, sprawdzić jego umiejętności, kondycję, przygotowanie na wyprawę w góry, zanim podejdziemy do jakichś bardziej ambitnych celów. Przez telefon rozmawialiśmy o ewentualnych opcjach, jeśli nie uda się jakaś skitura, to popracujemy nad bezpieczeństwem w górach, poćwiczymy z ABC [sprzęt lawinowy – red.]. I tak też się stało. (…) W rozmowie Krzysiek opowiadał o swoich pasjach, o czasie, jaki spędzał z różnymi ludźmi w górach, także przewodnikami IVBV, o swoich szkoleniach, planach. Rozmawialiśmy o Islandii, która potwierdzam, że jest pięknym miejscem na ziemi. Prowadziliśmy luźne i serdeczne rozmowy, z których także wywnioskowałem, że zdecydowanie Krzysiek jest doświadczonym w górach człowiekiem, znakomitym narciarzem, który od dziecka jeździł na Kasprowym Wierchu z rodzicami. (…) Postanowiłem, aby potrenować z chłopakami w rejonie Hali obsługę i działanie z ABC, przeanalizować algorytm działania z podziałem na 3 fazy poszukiwania. Pamiętam, jak powtarzaliśmy sobie numery do TOPR, jak rozmawialiśmy o tym, aby zawsze przed ruszeniem z pomocą zadzwonić do służb ratunkowych, a potem trenowaliśmy zasypania człowieka w lawinie i sprawne odnalezienie poszkodowanego. (…) Cieszyło mnie, że Krzysiu jest zaopatrzony w lawinowy plecak ABS – zdecydowanie był świadomy tego, co robi w górach, dbał o własne bezpieczeństwo i innych osób, będących z nim w górach (…).

Nie ma Krzysia i drugiej osoby, został jeden z trójki z lawiny, która zeszła z Kopy Kondrackiej. On wie, co się stało. Absolutnie nie będę się podejmował komentowania tego i analizowania. Jedyne, co mogę napisać, to to, że sam wiele, wiele lat temu zagubiłem się zimą w chmurach i mgle w rejonie Suchego Wierchu Kondrackiego. I mogę z autopsji powiedzieć, jak bardzo mój błędnik był zdezorientowany. Kiedy podjąłem tych wiele lat temu decyzję o zejściu, w śnieżycy, w braku widoczności, byłem pewien, że kieruje się na Słowację. Gdy zszedłem poniżej pułapu chmur, zobaczyłem światełko ze schroniska na Hali Kondratowej. Walczyłem o życie wtedy. Tamto światełko było najpiękniejsze na świecie”.

Trzy godziny wydobywania ze śniegu

Takie światełko zobaczył trzeci uczestnik tragicznej wycieczki na Kopę Kondracką, jedyny, który z niej ocalał. W raporcie słowackich ratowników tak go opisano: „Jeden z grupy miał szczęście, że został płytko przysypany, widział światło prześwitujące przez śnieg, co oznaczało, że jest blisko powierzchni. Mimo to wydostanie się z lawiny zajęło mu około 3 godzin. (…) Początkowo próbował znaleźć przyjaciół pod śniegiem, ale bezskutecznie. Postanowił więc znaleźć w terenie zasięg sygnału telefonicznego i wezwać pomoc. (…) Wrócił na grzbiet, skąd zaalarmował ratowników polskiego TOPR. To było po 21.00. Ponieważ było to terytorium Republiki Słowackiej, TOPR przekazał informacje Horskej Záchrannej Službie, po czym rozpoczęto akcję ratowniczą”.

Zasypani mieli włączone nadajniki lawinowe, jednak ocalały nie natrafił na nich. Mógł szukać w złym miejscu. Mężczyzna przeszedł przez grań, wracając na polską stronę, i ok. godz. 2 w nocy – po mniej więcej 12 godzinach od porwania przez lawinę – dotarł do schroniska na Hali Kondratowej. Tam opowiedział o tragicznych wydarzeniach. Ratownicy TOPR stwierdzili, że nie odniósł poważnych obrażeń, choć był wychłodzony.

Staram się wczuć w jego sytuację. Kilka lat temu szliśmy w piątkę szlakiem na Szpiglasową Przełęcz w rejonie Morskiego Oka. Nagle lawina! Przez głowę zdążyła przelecieć tylko myśl: „Skąd, u diabła, wzięło się aż tyle śniegu!”. Mnie lawina ominęła, ale pozostała czwórka nie miała szczęścia. Przełączyłem mojego pipsa z nadawania na odbiór. Pips (od nazwy producenta – Pieps) to w górskim slangu detektor – nadajnik i odbiornik radiowy w jednym. Wychodząc w góry, włącza się go na tryb nadawania. Jeśli kogoś przysypie lawina, pozostali przełączają pipsy na odbiór i mogą szybko zlokalizować ofiarę pod śniegiem. Mój pips pokazywał, że najbliższy zasypany towarzysz wyprawy był 40 m ode mnie. Biegłem, zapadając się nogami w lawinisku, wciąż patrząc na wyświetlacz pipsa. Dystans do zasypanego zmniejszał się: 30 m, 20, 10, ale wzrósł do 22 – chyba za bardzo skręciłem w prawo… 4 m, 3, 2, 1! To tutaj. Wbiłem w śnieg sondę lawinową (składa się z długich, cienkich aluminiowych rurek). Zacząłem kopać łopatą. Jak najszybciej potrafiłem, ale ostrożnie, pod kątem, by nikogo nie zranić.

Tak wygląda szkolenie lawinowe organizowane przez TOPR. Zamiast ofiar przysypanych metrową warstwą śniegu odkopywałem skrzynki wysyłające sygnał radiowy, które ratownicy schowali tuż przed kursem. Ale lawina była prawdziwa. Zeszła trzy dni wcześniej, na szczęście nikogo nie przysypała.

Bez oznak życia

O lawinie w Tatrach, która 13 lutego zabiła dwójkę skiturowców, było głośno w całej Polsce. Wiadomość o niej podały wszystkie serwisy informacyjne.

Lawina z granicznej Kopy Kondrackiej zeszła na słowacką stronę, porwała trójkę Polaków, którzy wybrali się w rejon Czerwonych Wierchów na nartach. Na Kopie Kondrackiej byli ok. godz. 12.30 w sobotę. Oto co ustalili słowaccy ratownicy: „Na grzbiecie stwierdzają, że pogoda jest znacznie gorsza, niż się spodziewali, i z powodu porywistego wiatru postanowili wrócić do Doliny Kondratowej. Jednak we mgle zeszli nie na północ, ale na południe, na stronę słowacką. Podczas pokonywania Kopy Kondrackiej, po bardzo twardym śniegu, zaczął on pękać. Ponieważ taki śnieg jest bardzo kruchy, napięcie w nim rozprzestrzenia się na duże odległości. Twardy śnieg zaczął się łamać 20–30 m nad nimi, pęknięcie rozprzestrzeniło się na długość 200 m. Jego grubość wynosiła od 40 do 80 cm. Ciekawostką jest to, że rozerwanie nastąpiło prawie przy grani, gdzie nachylenie sięgało tylko 20–25 stopni. (…) Lawina zabrała ze sobą całą trójkę skiturowców. Osiągnęła dużą prędkość na bardzo stromym zboczu (…). Całkowita długość lawiny osiągnęła po powierzchni 1450 m!!! (…) Około godziny pierwszej w nocy wykopano dwie osoby z lawiny, niestety bez żadnych oznak życia. Znajdowały się pod śniegiem przez około 12 godzin i na głębokości 50–80 cm”.

Ale w serwisach informacyjnych nie przywiązywano wagi do ostatnich dwóch zdań z raportu ratowników: „Mężczyzna towarzyszący kobiecie na Kopie Kondrackiej miał plecak z poduszką lawinową, gotowy do uruchomienia. Pozostaje pytanie, dlaczego jej nie aktywował”.

Zwróciło mi na to uwagę kilka osób z Zakopanego, z którymi rozmawiałem o tej lawinie. Może Krzysztof Ślęzak zwlekał do ostatniej chwili z odpaleniem poduszki, by nie zostawić Małgorzaty Kąckiej samej w zwałach śniegu w innej części lawiny? Miał nadzieję, że jakoś uda im się odkopać?

Tego już nigdy się nie dowiemy. Ale i taka wersja zdarzeń jest możliwa.

Krzysztof Ślęzak

Miał 35 lat, pochodził z Wielkopolski. Często bywał w Tatrach. Uprawiał triatlon. W 2019 r. zaliczył debiut na pełnym dystansie podczas Ironman Italy Emilia-Romagna. Był współtwórcą marki S’portofino – sieci salonów ze sprzętem sportowym w największych miastach w Polsce oraz sklepu online działającego na terenie siedmiu krajów.

Małgorzata Kącka

Miała 31 lat. Mieszkała w Krakowie, ale prawie każdy weekend spędzała w górach. Ukończyła krakowską Akademię Sztuk Pięknych, trenowała triatlon, zajmowała się m.in. projektowaniem wnętrz i odzieży sportowej. Chciała tworzyć marki sportowe. W ubiegłym sezonie wygrała zawody podczas Elemental Tri Series Olsztyn na dystansie olimpijskim.

Lawina z Kopy Kondrackiej w liczbach

* Wysokość miejsca pęknięcia warstwy śniegu: 1930–1980 m n.p.m.; * miejsce zatrzymania się czoła lawiny: 1390 m n.p.m.; * długość lawiny: 1450 m; * szerokość obrywu: 200 m; * grubość obrywu: 40–80 cm; * kąt nachylenia: 20–30 stopni; * średnia głębokość lawiny: 1,5 m; * maksymalna głębokość lawiny: 3 m.

Sign up for free to join this conversation on GitHub. Already have an account? Sign in to comment