Skip to content

Instantly share code, notes, and snippets.

Show Gist options
  • Save Vegann/21cc62c6472e081bb0f1b7e308928ce4 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Save Vegann/21cc62c6472e081bb0f1b7e308928ce4 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Biznesmen okulista, miliony z Cypru i kamień z Sudetów. Tajemnice zamku w Stobnicy

Biznesmen okulista, miliony z Cypru i kamień z Sudetów. Tajemnice zamku w Stobnicy

Na zagranicznych wycieczkach mieszkał z rodziną w zamkowych komnatach. Potem szukał zamku do kupienia. W końcu uznał, że musi zbudować własny, bez względu na koszty. A te są ogromne - poznaliśmy wyliczenia.

Na skraju Puszczy Noteckiej powstaje od kilku lat gigantyczny średniowieczny zamek, ale nie wiadomo, czy doczeka się hucznego otwarcia. Budową zainteresowały się służby i politycy. Wojewoda wielkopolski stracił stanowisko, inwestorzy i urzędnicy mają prokuratorskie zarzuty, niedługo zacznie się ich proces. A jeśli pozwolenie na budowę zostanie cofnięte, zamkowi może grozić rozbiórka.

Inwestycja rodzi pytania. Kto i dlaczego buduje zamek? Ile wydał pieniędzy i skąd je wziął? Dlaczego służby specjalne sądzą, że ekstrawagancka budowla to pralnia brudnych pieniędzy? Co skrywają zamkowe wnętrza? Dotarliśmy do ustaleń prokuratury i osób znających kulisy inwestycji.

Zamek w Stobnicy. Nikt nie protestował

Stobnica to niewielka wieś między Obornikami i Szamotułami, blisko Warty. Z Poznania samochodem dojedzie się w godzinę. Zamkową wieżę widać już kilka kilometrów wcześniej, góruje nad koronami drzew. We wsi zamek można dostrzec tylko z nasypu nieczynnego mostu kolejowego. Jest dziurawy, wejście jedynie dla śmiałków.

Sam zamek sąsiaduje z cmentarzem i stacją doświadczalną poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Naukowcy do niedawna hodowali tu zagrożone wyginięciem wilki.

Kamuflaż zapewniają drzewa i usypany przez inwestora wysoki ziemny wał. Zamek najlepiej widać na ujęciach z drona, ale gdy próbujemy podlecieć bliżej, pojawiają się zakłócenia, jakby ktoś zagłuszał fale radiowe. Musimy zawrócić. Dookoła zamku metalowa siatka z drutem kolczastym. Przy bramie – budka strażnicza, tablica znanej firmy ochroniarskiej i dziwne ostrzeżenie: „Ochrona jest uprawniona do fotografowania”. W oddali widać maszt z kamerą.

Zamek stał się ogólnopolską sensacją latem 2018 r., gdy na Facebooku opublikowano zrobione z lotu ptaka zdjęcia inwestycji. Ale mieszkańcy o budowie wiedzieli znacznie wcześniej. Pisała o niej lokalna gazeta: „Znana z wilczego parku Stobnica niebawem kojarzyć się zacznie także ze średniowieczem. Pewien poznaniak nabył położoną wśród lasów czterohektarową działkę i chce na niej zbudować imitację starego zamczyska”.

– Oczywiście, że wiedzieliśmy o budowie, ale nikt nie robił hałasu. No bo niech pan powie: dlaczego wszędzie coś budują, a w tej naszej biednej Stobnicy mają nie budować? Niech budują, żeby ludzie wreszcie odżyli – mówi pani Marta, emerytka, która wyszła z wnukiem na spacer.

– Liczycie, że będzie praca dla mieszkańców?

– Tego to my nie wiemy. Nawet nie wiemy, co tam będzie. Może jakaś sala imprezowa? Liczymy, że chociaż raz tam wejdziemy. Jak nie do środka, to może chociaż dookoła pozwolą nam się przejść. Na razie dużo gapiów tu przyjeżdża. W sobotę i w niedzielę samochody kursują w tę i z powrotem. Rowerzyści tak samo.

Dekadę temu mieszkańcom Stobnicy przedstawiono do wglądu plan zagospodarowania przestrzennego. Dopuszczał możliwość postawienia wielorodzinnego budynku. Na spotkanie przyszło 20 osób – jedna szósta mieszkańców. Nikt nie protestował.

Budowniczy zamku ma swoje wizje

Zamek to rodzinna inwestycja 61-letniego biznesmena Pawła N. i jego synów Dymitra (32 lata) i Tymoteusza (28 lat). Biznesmen kupił ziemię w Stobnicy od ludzi, którzy wygrali proces z Lasami Państwowymi. Potem dokupił jeszcze grunty od poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Znajdujące się tu stawy rybne połączył w jeden zbiornik, usypał sztuczną wyspę.

O swojej inwestycji nie wypowiada się publicznie. Jego syn Dymitr tylko raz lakonicznie wypowiedział się „Głosowi Wielkopolskiemu”: – Pomysł na projekt w takiej konwencji rodził się przez wiele lat i jest wynikiem chęci stworzenia przestrzeni, która odwołuje się do historycznych wzorców architektury polskich zamków i której charakter zdecydowanie różni się od nowoczesnego budownictwa.

Docieramy do jednego ze znajomych Pawła N. Zgadza się na rozmowę, ale zastrzega anonimowość. – Gdybym miał krótko wyjaśnić sens tej inwestycji, powiedziałbym tak: wyjątkowy człowiek o unikalnych potrzebach uznał, że musi wybudować niekonwencjonalny obiekt, na który wyłoży mnóstwo pieniędzy. Tak, to nie mieści się w głowie. To jest po prostu szalona pasja – przekonuje.

– Nie znam drugiego człowieka o takiej wewnętrznej dyscyplinie. Stawia sobie cele i konsekwentnie je realizuje. Skąd wzięła się fascynacja średniowiecznymi zamkami? Tego nie wiem, ale gdy jeździł z rodziną na zagraniczne wycieczki, to nocowali właśnie w takich miejscach. Potem szukał zamku, który mógłby kupić, podnieść z ruin, zaadaptować.

Ale ani w Polsce, ani za granicą nie znalazł zamku, który by spełniał jego oczekiwania i pozwolił realizować różne funkcje, także te utylitarne. Bo jak ma mieć zamek, to chciałby mieć też przyzwoity basen.

Był też inny problem: zamki są zwykle pod ochroną konserwatora zabytków i wszystkie prace trzeba uzgadniać. A Paweł ma swoje wizje, z których nie zrezygnuje. I tak doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia: musi sam wybudować sobie zamek.

Plan w darowiźnie

Gdy zamek w Stobnicy stał się ogólnopolską sensacją, Ministerstwo Środowiska zawiadomiło prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa. Śledztwo dostał poznański prokurator Łukasz Stanke. W przeszłości ścigał za stadionowe zadymy kiboli Lecha Poznań. Oskarżał też mężczyznę, który zabił żonę i wysadził w powietrze kamienicę, zabijając kolejne cztery osoby. Doprowadził do skazania go na dożywocie.

Stanke prześledził, jak rodziła się gigantyczna inwestycja w Stobnicy.

Paweł N. myślał o budowie już w 2009 r. Zwrócił się do urzędu miejskiego w Obornikach o przygotowanie planu zagospodarowania przestrzennego pod „zabudowę usługowo-mieszkaniową”. Chciał postawić „pięciogwiazdkowy hotel o bardzo wysokim standardzie i niepowtarzalnej formie wraz z funkcjami towarzyszącymi takimi jak kryty basen, spa, gastronomia, rekreacja, rozrywka”.

Ale zanim radni przyjmą taki plan, muszą uchwalić studium kierunków zagospodarowania przestrzennego. To bardziej ogólny dokument, który wyznacza, co może powstać na terenie gminy. Rada miejska uchwaliła studium w październiku 2011 r. Na tej samej sesji uchwalono także plan dla działek w Stobnicy.

„Podjęcie obu uchwał w tym samym dniu budzi poważne wątpliwości co do sposobu procedowania” – zauważa prokurator Łukasz Stanke.

Każdy plan musi być bowiem zgodny ze studium, a to oznacza, że nie powinien być przygotowany wcześniej. W tym wypadku – plan powstał jeszcze, zanim radni uchwalili studium.

Ale to nie koniec wątpliwości. Śledztwo wykazało, że planu dla działek w Stobnicy nie przygotowali wcale miejscy urbaniści. Jego przygotowanie zleciła i opłaciła firma Pawła N., a potem – tydzień przed sesją rady miejskiej – przekazała w darowiźnie władzom Obornik. Sporządzono nawet stosowną umowę.

Urzędnicy i radni jeszcze przed oficjalną darowizną mieli wgląd do planu opłaconego przez biznesmena. Pracowali nad nim na posiedzeniu komisji urbanistycznej. „Wszelkie prace nad planem były prowadzone przez władze i urzędników gminy w ten sposób, by przyjęte uchwały były zgodne z wcześniej przygotowanymi przez inwestora dokumentami” – zauważa prokurator Łukasz Stanke.

Doszło nawet do sytuacji, że urzędnicy z Obornik wysyłali innym instytucjom plan do zaopiniowania, mimo że nie byli jego właścicielem.

Paweł N. gościł w tym czasie na uroczystych sesjach rady miejskiej oraz toastach noworocznych organizowanych przez władze gminy. Ich częścią były licytacje charytatywne. Podczas toastu w 2011 r. biznesmen wylicytował za ponad 12 tys. zł ciasto w kształcie fortepianu. Pięć lat później – pióro prezydenta Andrzeja Dudy za 15 tys. zł.

Śledczy po blisko dekadzie od uchwalenia planu nie znaleźli jednak dowodów, że niezwykły tryb, w jakim się to odbywało, był wynikiem korupcji.

Zamek w Stobnicy. Mieszkanie na 1871 m kw.

Zamek zaplanowano na skraju Puszczy Noteckiej. To jeden z największych kompleksów leśnych w Polsce, ma 1372 km kw. powierzchni. Plan dopuszczał w Stobnicy zabudowę do 50 m wysokości, a przypadku tzw. dominanty, czyli zamkowej wieży – do 70 m. To jak dwa 10-piętrowe wieżowce.

Dla regionalnej dyrekcji ochrony środowiska kluczowe znaczenie miały jednak inne liczby. Inwestor poinformował, że zamierza postawić budynek wielorodzinny, a całkowita powierzchnia przekształconego terenu wyniesie 1,7 ha.

To kluczowe z dwóch względów. Gdyby powierzchnia przekraczała 2 ha, Paweł N. musiałby uzyskać decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach inwestycji. A gdyby zgłosił budowę hotelu, to taka decyzja byłaby wymagana już po przekroczeniu 0,5 ha. Dlatego o hotelu nie było już mowy.

Na podstawie deklaracji Pawła N. urzędnicy uznali, że budowa nie wymaga wydania decyzji. Poprosili jedynie o raport o oddziaływaniu inwestycji na środowisko, bo Puszcza Notecka znajduje się na obszarze chronionym Natura 2000. Raport przygotowali naukowcy związani z poznańskim Uniwersytetem Przyrodniczym, który sprzedał ziemię Pawłowi N. Uznali, że inwestycja nie będzie „znacząco negatywnie” oddziaływała na chronione gatunki.

W maju 2015 r. starostwo powiatowe w Obornikach zatwierdziło projekt zamku i wydało pozwolenie na budowę. Wcześniej Paweł N. zapewnił urzędników, że ma prawo dysponować wszystkimi gruntami na cele budowlane. Prokurator Łukasz Stanke uważa jednak, że inwestor skłamał, bo jedna z działek – zalana wodą – należy do skarbu państwa. Zarządza nią państwowe przedsiębiorstwo Wody Polskie, które nie wyraziło zgody na prowadzenie w tym miejscu żadnych prac.

Ale zdaniem prokuratora urzędnicy starostwa powinni odkryć przede wszystkim, że zamek wcale nie będzie budynkiem mieszkalnym: „Nawet pobieżna analiza projektu wskazuje, iż przeznaczenie budynku jest zupełnie inne. Zastosowane w nim rozwiązania architektoniczne są w większości niefunkcjonalne, niepraktyczne i nieergonomiczne dla budynku mieszkalnego wielorodzinnego”.

Prokurator Stanke zauważa, że w projekcie oznaczono jako mieszkania olbrzymie pomieszczenia o powierzchni dochodzącej nawet do 1871 m kw.

Według prokuratury zamek tak naprawdę może być pięciogwiazdkowym hotelem. Wskazują na to choćby zastosowane rozwiązania przeciwpożarowe – takie jak w hotelach.

Na placu budowy przeprowadzono wizję lokalną z udziałem biegłych. Wynika z niej, że w kilku miejscach inwestycja jest większa, niż zakładał projekt, a powierzchnia całej inwestycji – wbrew deklaracjom Pawła N. – przekracza 2 ha.

W projekcie była kotłownia na drewno umieszczona w osobnym budynku, ale inwestor uznał prawdopodobnie, że nie ogrzeje całego zamku. Dlatego zmienił plany i w podziemiach zamku stawia kotły na olej opałowy. Nie zgłosił tego ani nie skonsultował ze specjalistą od zabezpieczeń przeciwpożarowych.

Budowa zamku w Stobnicy może pochłonąć nawet 400 mln zł

Wizja lokalna przyniosła też inne ciekawe odkrycia. Na 15. piętrze, w pomieszczeniu nazywanym mieszkaniem, jest skośna posadzka i antresola – to prawdopodobnie sala widowiskowa, kinowa lub audytorium dla co najmniej 50 osób. Mieszkaniem ma być też sala bankietowa o powierzchni 1400 m kw., z dużą liczbą wyjść ewakuacyjnych.

Obok zamku powstają natomiast dwa mosty łączące go z lądem, mimo że nie było ich w projekcie budowlanym. W dodatku mosty zaprojektowała osoba bez stosownych uprawnień.

Najciekawsze wydaje się jednak wyliczenie, którego dokonał na zlecenie prokuratury inżynier Marcin Gajzler.

Na podstawie oględzin, analizy dokumentów i przeciętnych cen doszedł do wniosku, że główne prace konstrukcyjne kosztowały w sumie 129,6 mln zł.

Gajzler zauważa, że w trakcie trwania inwestycji ceny rosły, a wykonawca mógł podnieść stawki za prace w „obiekcie charakterystycznym i niepowtarzalnym”. Ale biegły przyznaje też, że ogrom inwestycji mógł stanowić pole do negocjacji i obniżania stawek. Zdaniem Gajzlera przy wyższych stawkach koszty mogły sięgnąć nawet 152 mln zł.

Opinia powstała w październiku 2019 r., gdy zdaniem biegłego zamek był jeszcze w stanie surowym. Według szacunków inżyniera wartość całej inwestycji może sięgnąć nawet 400 mln zł. To mniej więcej połowa tego, co Poznań wydał na budowę stadionu piłkarskiego na Euro 2012.

– Zgadzam się, że to się w żaden sposób nie może opłacać – przyznaje znajomy Pawła N. Twierdzi, że nie wie, jaki ma być model biznesowy zamku: – Sądzę, że dla Pawła to ma być przede wszystkim powód do dumy. Coś, co pozostawi po sobie następnym pokoleniom. Nie wiem, czy tam będą mieszkania na sprzedaż, czy na wynajem. Ale wyobrażam sobie, że jakiś uznany pisarz wynajmuje mieszkanie w zamku na pół roku i tworzy książkę w warunkach, jakich nigdy by sobie nie stworzył. A na dziedzińcu można by wystawiać spektakle.

Nasz rozmówca zwiedzał surowe zamkowe wnętrza i jest pod ogromnym wrażeniem: – Paweł stworzył przedziwny świat, który kocha. Część pomieszczeń będzie utrzymana w mrocznym klimacie katakumb. W innych będą wielkie okna wpuszczające słońce, a z nich widok na las i wodę.

Żadnego nowoczesnego designu. Ściany wykonane tylko z cegły i kamieni przywożonych specjalnie z kamieniołomu w Sudetach. Grube jak w starych kościołach: zimą będzie ciepło, a latem chłodno.

Dlatego proszę nie pisać, że to jest budynek stylizowany na zamek. Pewnie można byłoby zbudować go taniej, ale byłaby to tandeta. Tu nie ma półśrodków, nikt nie oszczędza.

– Skąd na to pieniądze? – pytamy.

Znajomy Pawła N. uśmiecha się: – Sądzę, że z wyjątkowo skutecznej działalności biznesowej.

Służby na tropie

Pytania o pieniądze na budowę zamku zadają sobie także śledczy. Paweł N. z wykształcenia jest lekarzem okulistą, ale w zawodzie pracował tylko kilka lat. Gdy w 1989 r. upadał PRL, razem z dwojgiem wspólników założył firmę Solar. Zaczynali w wynajętym garażu. Sklepowe półki były puste, a oni sprowadzali z zagranicy damską odzież: sukienki, bluzki, swetry. Szybko zaczęli produkować ubrania pod własną marką, sprzedawali je do sklepów, potem otworzyli własne.

W 2012 r. Solar zadebiutował na giełdzie. Akcje spółki miały wysokie notowania do momentu, gdy Komisja Nadzoru Finansowego zakwestionowała rzetelność sprawozdań finansowych. Zarzuciła spółce ukrywanie istotnych informacji i nałożyła na nią 800 tys. zł kary. Ceny akcji spadły.

Wcześniej jednak Solar sprzedał akcje za ponad 150 mln zł, a pieniądze trafiły do cypryjskich spółek, które były jego udziałowcami. Jedna z nich, powiązana z Pawłem N. Wakon Investmens Limited, miała zainkasować aż 76 mln zł. Zdaniem śledczych pieniądze przeszły do kolejnej cypryjskiej spółki Vola Holdings, a następnie wróciły do Polski na konto firmy DJT. To zarejestrowana w Poznaniu firma, którą kierują dziś synowie Pawła N. To właśnie DJT buduje zamek w Stobnicy.

W poznańskim sądzie przejrzeliśmy sprawozdania finansowe firmy DJT, która oficjalnie zajmowała się wynajmem nieruchomości.

Jeszcze w 2013 r. miała na koncie niecałe 10 mln zł. Rok później – już 108 mln zł, a po kolejnym roku – prawie 137 mln zł.

Sprawozdania są lakoniczne i nie wyjaśniają tak wielkiego wzrostu. Z załączonych dokumentów wynika jedynie, że część pieniędzy wpłaciła wspomniana wcześniej cypryjska spółka Vola Holdings jako udziałowiec DJT, w ramach podwyższania kapitału. Reprezentował ją jeden z synów Pawła N.

Ustaliliśmy, że kilka tygodni temu prokuratura w Zielonej Górze wszczęła śledztwo w sprawie źródeł finansowania budowy zamku oraz podejrzenia prania brudnych pieniędzy. Oparła się m.in. na ustaleniach agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Paweł N. milczy

Prokurator Łukasz Stanke oskarżył Pawła N. i jego syna Dymitra o prowadzenie budowy zagrażającej środowisku, wbrew przepisom o ochronie przyrody. Zdaniem biegłego „w wyniku budowy doszło do uszkodzenia roślin”, ale nie były one objęte szczególną ochroną, dlatego nie można mówić o spowodowaniu istotnej szkody. Paweł N. ma także zarzut za posłużenie się dokumentem poświadczającym nieprawdę – chodzi o zaniżenie powierzchni inwestycji. Nie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień.

Razem z inwestorami na ławie oskarżonych zasiądą urzędnicy starostwa powiatowego w Obornikach. Nie zweryfikowali bowiem rzetelnie dokumentów, które przedstawił inwestor. W efekcie wydali pozwolenie na budowę zamku.

Prokuratura ściga również inspektorki nadzoru budowlanego, które nie wstrzymały budowy, mimo że były ku temu podstawy. W protokole przeprowadzonej kontroli miały natomiast poświadczyć nieprawdę.

Prokuratura domagała się od wojewody wielkopolskiego stwierdzenia nieważności pozwolenia na budowę. Zamek stałby się samowolą budowlaną, a sprawą zająłby się nadzór budowlany. Mógłby nakazać wstrzymanie budowy, a nawet rozbiórkę.

Wojewoda wielkopolski Łukasz Mikołajczyk przyznał, że złamano prawo, ale pozwolenia na budowę nie uchylił.

Zapłacił za to stanowiskiem, bo premier go zdymisjonował. Sprawę bada teraz generalny inspektor nadzoru budowlanego, który może zmienić decyzję wojewody.

Skontaktowaliśmy się z Pawłem N. Odmówił rozmowy, ale dodał, że być może zdecyduje się na nią w przyszłości.

Pani Marta, emerytka ze Stobnicy, ma nadzieję, że dokończy też budowę zamku: – A potem może odbuduje nam nieczynny most kolejowy. Byłoby wspaniale.

Sign up for free to join this conversation on GitHub. Already have an account? Sign in to comment