Skip to content

Instantly share code, notes, and snippets.

Show Gist options
  • Star 0 You must be signed in to star a gist
  • Fork 0 You must be signed in to fork a gist
  • Save Vegann/5e797a994d2cb4744d2cfa38a1b5a33b to your computer and use it in GitHub Desktop.
Save Vegann/5e797a994d2cb4744d2cfa38a1b5a33b to your computer and use it in GitHub Desktop.
Dlaczego Wanda Rutkiewicz nie wróciła z góry, która nie lubi kobiet. Rocznica jej wejścia na Mount Everest

Dlaczego Wanda Rutkiewicz nie wróciła z góry, która nie lubi kobiet. Rocznica jej wejścia na Mount Everest

Powtarzaliśmy jej setki razy: "Weź szerpów, pomogą ci". A Wanda: "Nie". Ona chce sama, pierwsza...

Tekst ukazał się we wrocławskiej "Wyborczej" 18 maja 2017 r.

– To choroba, z którą się umiera. Z pasją się umiera – mówił o wspinaczce wysokogórskiej Krzysztof Wielicki, znany polski himalaista, piąty człowiek, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum. Przeszło 45 lat temu rozpoczął swoją przygodę ze wspinaczką od letniego kursu i obozu zimowego. Obu przewodniczyła Wanda Rutkiewicz, najwybitniejsza polska himalaistka i jedna z czołowych na świecie, którą 25 lat temu widziano po raz ostatni tuż pod szczytem Kanczendzongi.

W połowie lat 80. oboje dokonywali już rzeczy niezwykłych. Wielicki w dwa lata wszedł na cztery niewiarygodnie wymagające szczyty: Broad Peak, Manaslu, Kanczendzongę i Makalu. Rutkiewicz jako pierwsza Polka i trzecia kobieta na świecie wspięła się na Mount Everest. A po kilku nieudanych próbach, jako pierwsza kobieta, zdobyła jeszcze K2. Za sobą miała też już kilka życiowych zakrętów, m.in. dwa małżeństwa, oba nieudane.

Plany o zakładaniu rodziny szybko porzuciła i postawiła na samotność pośród szczytów. Niewiele brakowało, a porzuciłaby też góry. Powodem był najpierw ciężki wypadek na Elbrusie w 1981 r. Miała złamaną kość udową, po tym jak podczas wspinaczki potrącił ją inny alpinista. Straciła równowagę i runęła na twardym lodzie kilkadziesiąt metrów w dół.

Po żmudnej i bolesnej rehabilitacji w końcu wróciła do zdrowia. I do gór.

„Wracając z jednej wyprawy, dzwoniła w sprawie drugiej”

Kilka lat później, gdy wydawało się, że w końcu znalazła swoją drugą połowę, która podobnie jak ona żyje od jednej górskiej wyprawy do drugiej, jej świat znów się zawalił. Jej przyjaciel, ceniony berliński neurolog, pasjonat gór Kurt Lyncke podczas wspólnego wejścia na Broad Peak odpadł ze ściany i poleciał w przepaść. Na oczach Rutkiewicz, która wspinała się kilkanaście metrów wyżej.

Przeżyła wówczas największe załamanie. Mówiono nawet, że do gór już nie wróci. W końcu straciła tam kilka najbliższych osób.

– Była wspaniałą kobietą. Jej tragedią była samotność, jakiej doświadczają wielkie gwiazdy. Na warszawskiej ulicy każdy ją rozpoznawał. Ale przychodziła do domu, a za drzwiami była pustka. Była zbyt silną osobowością, by mieć partnera w życiu. Zostawiła zawód, macierzyństwo, przegrała rodzinę. Została jej tylko jedna droga. A przecież nie ma lepszej psychoterapii niż wiele pól działania. Ja gdy wracałem z wyprawy, choć przez chwilę nie chciałem widzieć żadnych gór. Liczyły się tylko dzieci, dom, praca, koledzy... Wanda natomiast już w czasie powrotu w samolocie dzwoniła w sprawie następnej wyprawy – wspomina Wielicki.

CZYTAJ TAKŻE: 

POSTANOWIŁA ODNALEŹĆ OJCA, KTÓRY ZGINĄŁ NA BROAD PEAK

Do wspinaczki wróciła po roku, choć niektórzy twierdzą, że wtedy wpadła w depresję i od tamtej pory nie była już tą samą Wandą. Na zewnątrz stwarzała jednak wciąż pozory silnej i niezależnej. We wrześniu 1991 r. samotnie zdobyła Czo Oju, technicznie najłatwiejszy do zdobycia ze wszystkich 14 ośmiotysięczników. Miesiąc później zaliczyła południową ścianę Annapurny, szczytu, na który do marca 2012 r. zanotowano tylko 191 wejść, z których aż 61 zakończyło się śmiercią.

Podwyżki dla tragarzy nie będzie!

W tym miejscu jej drogi z Wielickim ponownie się spotkały. Dzień wcześniej stanął na tym szczycie z Bogdanem Stefką i Ryszardem Pawłowskim. Zdobycie Annapurny przez Rutkiewicz wielu podważało. Pojawiły się wątpliwości, czy zraniona w połowie drogi kamieniem w nogę, była w stanie dotrzeć na szczyt. Wielicki był wówczas kierownikiem wyprawy. Nakazał jej odpuścić i zejść. Rutkiewicz odmówiła i na szczyt weszła.

– Wanda była tak uparta, że nie chciała słyszeć o odwrocie, rezygnacji. Ta chęć wejścia na górę była zbyt duża, żeby spojrzeć trzeźwo na sytuację – tłumaczy Wielicki.

I dodaje: – Na naszej wspólnej zimowej wyprawie na Annapurnę, kiedy Jurek Kukuczka i Artur Hajzer weszli na szczyt, obserwowałem wysiłek, z jakim się wspinała. Wtedy, wiedząc, że parę miesięcy wcześniej stała na K2, zdałem sobie sprawę, że ona musiała tam przeżyć gehennę, żeby wejść i zejść. Powtarzaliśmy jej setki razy: „Messner wspinał się z szerpami. Jest wielki? Jest. Weź szerpów, pomogą ci”. A Wanda? Nie, ona chce sama, pierwsza...

Po powrocie do Polski krajowy Związek Alpinizmu przeprowadził śledztwo, po którym ostatecznie uznano, że Rutkiewicz Annapurnę zaliczyła.

Ta historia tylko utwierdziła opinie w środowisku, że Wanda Rutkiewicz jest niezwykle stanowcza, a często i uparta. Anna Czerwińska w swojej książce „GórFanka. Moje ABC w skale i lodzie” opisała zabawną sytuację z Rutkiewicz: „W Paiju zastrajkowali tragarze. Oświadczyli, że nie pójdą ani kroku dalej, jeżeli nie dostaną więcej pieniędzy. Wandzia tym razem stwierdziła, że ma już tego dosyć i nie da podwyżek. O pamiętam taką scenę. Wandzia siedzi na składanym krzesełku pod parasolem i piłuje sobie paznokcie, twarz – maska, a dalej siedzą portersi. Wreszcie wymiękli. Wygrała żelaznym spokojem”.

Być tam pierwszą

Spokoju zdaniem wielu himalaistów zabrakło jej przy planowaniu kolejnej wyprawy. Raptem kilka miesięcy po wymagającej Annapurnie postanowiła wyruszyć w kolejną, dużo bardziej wymagającą wyprawę.

Na jej liście ośmiotysięczników następna w kolejce była Kanczendzonga, trzeci pod względem wysokości szczyt świata, a zarazem jeden z najbardziej niedostępnych masywów. Rutkiewicz chciała zostać pierwszą kobietą, która na nim stanie.

Dość spontanicznie postanowiła dołączyć do grupy Meksykanów, którzy szykowali się do wejścia na szczyt.

Wielu wspinaczy uważa, że Rutkiewicz podejmowała wówczas decyzję pod presją. Wyruszając na tę wyprawę, miała już 49 lat. Wiedziała, że to ostatni moment na zdobywanie najwyższych gór. Że później jej organizm może nie dać rady pokonywać kolejnych zakopanych w śniegu metrów.

Już na początku wyprawy, w dniu, w którym wyruszała do Azji, Rutkiewicz zakłóciła swój rytuał wyjazdów na wyprawy. Zawsze czule żegnała się z matką, która kreśliła jej na czole znak krzyża. Teraz chciała wyjść bez pożegnania. Krzyżyk matka nakreśliła jej w ostatniej chwili.

Ostatnia akcja

Podczas wyprawy grupa meksykańskich towarzyszy żartobliwie mówi na nią Abuela, co w języku hiszpańskim znaczy babcia. Pierwszą próbę zaatakowania szczytu podejmują wspólnie w połowie marca. Próba kończy się fiaskiem przez śnieżną burzę i huraganowy wiatr. Jeden z członków ekipy, Polak Arkadiusz Gąsienica, choruje, dwaj inni meksykańscy wspinacze trafiają do szpitala z poważnymi odmrożeniami.

Na próbę numer dwa decydują się 7 maja tylko Rutkiewicz i jej meksykański towarzysz, kierownik wyprawy Carlos Carsolio. Atak szczytowy rozpoczynają wspólnie, ale szybko decydują się na walkę w pojedynkę, bo Polka wyraźnie zwalnia partnera.

Docierają do obozu numer trzy, a raczej jego zgliszczy. Już wtedy Rutkiewicz czuje się fatalnie. Ale rusza dalej. Do czwartego obozu dociera kilka godzin po Meksykaninie. Czuje się coraz gorzej, jest odwodniona i wymiotuje.

25 lat temu, 12 maja ruszają dalej. Corsolio znów jest szybszy, zdobywa Kanczendzongę, a w drodze powrotnej, ok. 300 metrów od szczytu, spotka wyczerpaną i zmarzniętą Rutkiewicz. Namawia ją, aby wróciła z nim do bazy. „Nie miałem moralnych praw ani nie mogłem użyć siły fizycznej, by skłonić ją do zejścia razem ze mną. Była w pełni władz umysłowych, choć bardzo wyczerpana. Było jej bardzo zimno, miała tylko płachtę biwakową i kilka cukierków. Woda jej się skończyła, ja również nie miałem nic do picia. (...) Wanda powiedziała: nie martw się, zobaczymy się na dole” – wspominał po latach.

Corsolio rusza w drogę powrotną, chwilę później, gdy się odwraca, górę przysłania już śnieżna mgła. Odtąd nikt już Wandy Rutkiewicz nie widział.

Zabrakło silnych partnerów

Corsolio czekał na Polkę 12 godz. w czwartym obozie, a potem dwa dni w drugim, zostawiając tam m.in. śpiwór, radio i jedzenie. Ale na próżno. Wkrótce świat obiegła informacja o jej zaginięciu.

Wielicki: – Tak ułożyło jej się życie górskie, że zostawiła sobie ten szczyt na koniec. Problem polega na tym, że w czasie, kiedy Wanda chciała go zdobyć, nie było ludzi zbytnio nim zainteresowanych. Tacy alpiniści jak Andrzej Zawada czy Jerzy Kukuczka mieli go już za sobą, ja także, Artur Hajzer wycofał się wtedy ze wspinania. Zabrakło więc tej czołówki, doświadczonych alpinistów, którzy mogliby jej pomóc, zabrakło dobrego, silnego zespołu. Arek Gąsienica to dobry wspinacz, ale bez dużego doświadczenia górskiego. We trójkę z Carlosem Carsolio i Wandą dołączyli do wyprawy meksykańskiej. To nie rokowało najlepiej. Zwykle robi się tak wtedy, kiedy chce się obniżyć koszty wyprawy. Cóż, pewnie Wanda też się z tym liczyła... Jednak mogła jeszcze poczekać, nie dołączać wtedy do nich.

Legenda i szczątki

Ze śmiercią córki nie potrafiła pogodzić się jej matka, Maria Błaszkiewicz. Przez wiele lat powtarzała, że Wanda żyje, że zeszła na południowe zbocze góry, do któregoś z nepalskich klasztorów. I właśnie tam ukrywa się przed światem, ale do Polski jeszcze wróci.

Kilka lat temu Maria Błaszkiewicz przestała już publicznie mówić o swoich nadziejach. Wyprowadziła się z mieszkania, które należało do Rutkiewicz, i wróciła do Wrocławia. Zmarła w 2013 roku.

W sieci znaleźć można też wersję dwóch turystów, którzy rzekomo mieli w jednym z klasztorów po tybetańskiej stronie gór spotkać starszą kobietę łudząco podobną do Rutkiewicz.

Kilkanaście lat temu grupa wspinaczy zdobywających Kanczendzongę natknęła się na kobiece zwłoki. Przypuszczano, że może to być Polka. Po dokładniejszych badaniach okazało się, że ciało należało do bułgarskiej himalaistki Jordanki Dymitrowej.

W 1996 r. po sprawie założonej przez brata Michała warszawski sąd uznał Wandę Rutkiewicz oficjalnie za zmarłą – 13 maja 1992 r. o godz. 24.

Dla Wandy

Po próbie Rutkiewicz Kanczendzongę zdobyły ostatecznie tylko cztery kobiety: w 1998 r. Brytyjka Ginette Harrison, osiem lat później Austriaczka Gerlinde Kaltenbrunner i w 2009 r. pochodząca z Baskonii Edurne Pasaban. W tym samym roku na szczyt weszła też Kinga Baranowska, dedykując swe osiągnięcie Wandzie Rutkiewicz. W jednym z wywiadów Baranowska mówiła: – Gdy przygotowywałam się do tej wyprawy, dowiedziałam się, że tam zginęło kilkanaście kobiet, zaledwie dwie stanęły na szczycie, a tylko jedna przeżyła. Marna statystyka. W Polsce, od czasów zaginięcia Wandy, żadna z kobiet się tam nie wybrała. O tej górze mówiło się, że kobiet nie lubi.

MAGICZNE KARKONOSZE. POCZUJECIE SIĘ JAK W ALPACH

Kanczendzonga wciąż jest celem ataków wybitnych himalaistów. Od kwietnia próbują ją zdobyć Simone Moro i Tamara Lunger. Chcą wejść na szczyt bez pomocy szerpów i bez użycia dodatkowego tlenu. Ostatni raz kontaktowali się z bliskimi 8 maja.

* Wanda Rutkiewicz

Urodziła się 4 lutego 1943 r. w Płungianach na Litwie. Po II wojnie światowej przeniosła się do Łańcuta, a potem do Wrocławia. Maturę zdała w II LO przy ul. Parkowej. Grała wówczas w siatkówkę na poziomie pierwszej ligi, była nawet w kręgu zainteresowań reprezentacji Polski.

Studiowała na Politechnice Wrocławskiej. Już wtedy brała udział w pierwszych górskich wyprawach do Tatr i Alp. Później przeniosła się do Warszawy.

W 1978 roku jako pierwsza Polka i Europejka zdobyła najwyższy szczyt Ziemi – Mount Everest. Osiem lat później jako pierwsza kobieta weszła na K2. Łącznie zdobyła 8 z 14 ośmiotysięczników: Mount Everest, Nanga Parbat, K2, Shisha Pangma, Gasherbrum II, Gasherbrum I, Czo Oju, Annapurna.

Jest patronką gimnazjum nr 23 na wrocławskich Krzykach.

Szkoda, że tego nie zrobiłem: Marek Kamiński

Sign up for free to join this conversation on GitHub. Already have an account? Sign in to comment