Skip to content

Instantly share code, notes, and snippets.

Show Gist options
  • Star 0 You must be signed in to star a gist
  • Fork 0 You must be signed in to fork a gist
  • Save Vegann/7bfbe6cc5cc646d4aca0e2f5b6852797 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Save Vegann/7bfbe6cc5cc646d4aca0e2f5b6852797 to your computer and use it in GitHub Desktop.
Nadchodzą nowi mężczyźni. Wkurzeni, z makijażem, intymnie wydepilowani, w celibacie wbrew swojej woli, modni, ładni i karmiący

Nadchodzą nowi mężczyźni. Wkurzeni, z makijażem, intymnie wydepilowani, w celibacie wbrew swojej woli, modni, ładni i karmiący

Młodzi, dbający o swój własny wizerunek "instachłopcy" są jednocześnie zupełnie nieelastyczni w relacjach z kobietami: "Takie pierdoły, jak pranie, nie będzie należało do mnie". Za to starsi nie mają problemu, jeśli żona prowadzi samochód czy więcej zarabia. Są gotowi iść na kompromisy. Rozmowa z psycholożką Anną Mazerant i socjologiem Pawłem Pawińskim.

Mężczyźni mają gorzej?

Anna Mazerant: Wygląda na to, że zaczynają cierpieć.

Dlaczego?

A.M.: Chociażby dlatego, że zaczęli się golić lub depilować… Tors, pachy, a zwłaszcza okolice intymne. Tu usuwa owłosienie już trzy czwarte młodych mężczyzn.

Sądziłem, że powiesz o jakimś innym rodzaju bólu…

A.M.: Raczej o niepewności, frustracji, męskich lękach, które coraz częściej stanowią ich codzienność. Powstało na to nawet określenie – manxiety (z angielskiego „man” – mężczyzna i „anxiety” – lęki, niepewność).

Z czego one wynikają?

A.M.: Dla wielu mężczyzn świat stanął na głowie. Kobiety rosną w siłę, a mężczyźni w wielu sferach łagodnieją. Niemal połowa z nich uważa, że „prawdziwy mężczyzna” może płakać. Tylko 20 procent za niemęskie uznaje podążanie za modą. 66 procent twierdzi, że mężczyzna jest w stanie zająć się domem i dziećmi równie dobrze jak kobieta. 57 procent przyjaźni się lub mogłoby się zaprzyjaźnić z gejem. Tak wynika z badań, które przeprowadziliśmy na początku tego roku na reprezentatywnej grupie polskich mężczyzn między 18. a 75. rokiem życia. Do tego wszystkiego już jedna trzecia z was nie wyklucza użycia produktów do makijażu.

Żartujesz?

A.M.: Bynajmniej. I nie mówimy tu o balsamach do ciała, odżywkach do włosów, kremach pielęgnacyjnych do twarzy czy maseczkach, bo te wśród mężczyzn dość spowszechniały.

Czyli to nie będzie żadne faux pas, jeśli teraz spytam Pawła, jakich kosmetyków używa?

Paweł Pawiński: Faux pas to nie będzie, ale faktycznie wchodzimy tu na niebezpieczne terytorium, jeśli użyjemy słowa „kosmetyki”.

Mężczyźni, jeżeli już, to mówią nie o produktach do makijażu, tylko o korektorach. Bo jak sami mocno podkreślają, chodzi nie o żadne upiększanie, lecz jedynie o korektę wyglądu.

Jednak trudno mi sobie to męskie malowanie wyobrazić…

A.M.: Po prostu pomyśl sobie o sytuacji, w której mężczyzna stosuje korektor pod oczy po to, żeby w pracy nie było widać jego nieprzespanej nocy. W jego własnym odczuciu to wcale nie jest „niemęskie”. Bo może sobie to wciąż wytłumaczyć, że sprytnie ukrywa swoją naturę nocnego bojownika, jeśli noc była ekscytująca. Albo po prostu dba o swój wizerunek w pracy, jeśli w nocy nie dały spać mu dzieci.

P.P.: Ale nie wszyscy są tacy „nowocześni”. Wciąż jest duża grupa mężczyzn, dla których takie zachowanie to nie tyle korektorowanie, ile raczej zdrada męskości. No bo co to za mężczyzna, który zaczyna się martwić swoim wyglądem, coraz bardziej lubi zakupy, wchodzi do kuchni, pielęgnuje rośliny na oknie?

„Czy to jest naturalne, to ja mam wątpliwości. To siedzi w nas na tyle głęboko, że odwrócenie tego w ciągu 30 lat moim zdaniem to jest trochę za szybko” – tłumaczył nam 45-letni Andrzej. A 36-letni Tomek widzi to tak: „Mężczyźni chcą być kobietami. Dla mnie to niedopuszczalne. Po prostu świat stanął na głowie i tańczy breakdance’a”.

Czyli mężczyźni się zmieniają, w jakimś sensie „uwspółcześniają”.

P.P.: Owszem. Ale paradoksalnie wcale nie najmłodsi! Ci młodzi mają w ogóle z męskością najwięcej problemów.

Dlaczego?

A.M.: Bo dzisiaj młodzi generalnie mają poczucie zagubienia. A te nowe wzory męskiej tożsamości nie są wyraźnie wykrystalizowane, wręcz często są pełne sprzeczności, zaś oczekiwania świata, kobiet, rodziców nierealistyczne i wyśrubowane. To tworzy silne napięcia. „Kim mam być?”, „Czego oczekują kobiety?”, „Czego ja sam chcę?”, „Czy/jak mogę to osiągnąć?”, „Co jest OK, a co jest przesadą?”. Te pytania coraz częściej stanowią ich codzienność.

P.P.: W ogóle kondycja psychiczna młodych mężczyzn jest dzisiaj w zdecydowanie złym stanie. Potwierdzają to nie tylko polskie badania. Mówimy tu o wysokich wskaźnikach depresji, samobójstw itd.

Wcześniej takich napięć nie doświadczali? Bycie mężczyzną było kiedyś łatwiejsze?

A.M.: Kiedyś mężczyzną się po prostu było. Wystarczyło, że facet miał pracę i mógł utrzymać dom i rodzinę. Role były z góry rozpisane.

To co się zmieniło?

A.M.: Przede wszystkim zmieniły się kobiety. Wejdź dzisiaj do pierwszej z brzegu księgarni – i co tam znajdziesz na półce dla dzieci obok grzecznych bajeczek? Wszędzie „buntowniczki”, „tupeciary”, „opowieści dla dziewczyn, które chcą zdobyć świat”, jakieś „Ada, to wypada” itp. Kobiety zaczęły przebijać kolejne sufity i zdobywać męskie przyczółki, łącznie z kosmosem. Bo dzisiaj nawet „kosmos jest dla dziewczyn”.

To akurat ostatnio nie za bardzo się udało.

A.M.: Co masz na myśli?

Zabrakło odpowiedniego kombinezonu dla jednej z astronautek i pierwszy w historii, szumnie zapowiadany wyłącznie kobiecy spacer kosmiczny został przez NASA odwołany. Kobieta na zewnątrz stacji kosmicznej znów wyszła w towarzystwie mężczyzny.

A.M.: Ale jednak i tam kobiety dotarły. To między innymi zasługa wszystkich ruchów i kampanii, nie tylko feministycznych, które od lat wspierają kobiety. Podkreślają ich siłę, solidarność, złożoność natury, wielość form kobiecej ekspresji. Zachęcają, by przekraczały swoje granice, wchodziły odważnie w politykę, biznes, technologię, uczyły się programowania. Dziewczynkom mówi się, że mogą zdobywać świat. Mogą zostać, kim tylko chcą. To się dzieje w prasie, internecie, na różnego rodzaju warsztatach, programach mentorskich. I mówię nie o Warszawie, ale o znacznie mniejszych miastach i miasteczkach jak Radom, Węgrów, Szczecinek.

P.P.: W branży programistycznej funkcjonują nawet memy: „Wyobraź sobie, że facet też może być programistą”. Ogrywa się w nim to, że popkultura tak bardzo promuje kobiety, również w dziedzinie programowania, iż zapomniano o tym, że kiedyś był to typowo męski zawód.

O Jamesie Bondzie też zapomnimy, że był kiedyś mężczyzną? Bo w kolejnym filmie w rolę agenta 007 ma się ponoć wcielić kobieta – czarnoskóra aktorka Lashana Lynch.

A.M.: To też dobry przykład tej genderowej rewolucji. Branża filmowa, przez lata niezwykle patriarchalna, przeżywa obecnie duży wstrząs po akcji #MeToo. Kobiety silnie upominają się dziś nie tylko o etyczne zachowania, równe płace, ale też po prostu możliwość rozwoju.

Po tym, co mówicie, można zacząć się zastanawiać, czy pojęcie „słaba płeć” ma jeszcze rację bytu.

A.M.: Kobiety są wykształcone, coraz bardziej pewne siebie, zaczynają dobrze zarabiać i jeszcze pojawia się niezwykle drażliwa dla mężczyzn kwestia seksu.

Co z nim?

A.M.: Kobiety same zaczęły o niego wojować. Niegdyś bierne, przejęły inicjatywę i zachowują się jak samce alfa.

Ale wciąż publikowane są dane, że to mężczyźni nadal więcej zarabiają, zajmują więcej kierowniczych stanowisk i zapewne stanowią większość wśród wspomnianych przez was programistów.

A.M.: To prawda. Ale prawdą jest też to, że teraz to kobiety są na fali. Najprostszym sposobem, żeby sprawdzić nastroje i to, co ludzie myślą, jest wejście w Google’a. Wpisz hasło „polscy mężczyźni” i zobacz, jakie wyniki podpowiada wyszukiwarka.

Dobrze, poczekaj, wpisuję… Polscy mężczyźni: „są brzydcy”, „to nieudacznicy”, „za granicą”, „najbrzydsi”, „zaniedbani”, „biedacy”.

A.M.: Sam widzisz. Wychodzi, że wizerunek mężczyzn wykazuje pewne deficyty w kwestii urody czy wyglądu, a także szeroko rozumianej zaradności życiowej. Co ciekawe, jakbyś wpisał hasło „polskie kobiety”, to wyjdą ci „sławne Polki”, „wybitne Polki” czy „Polki w dziedzinie nauki”.

Oczywiście nie są to dane odnoszące się wprost do tego, jak dzisiaj myślimy o kobietach i mężczyznach, ale wyniki wyszukiwań jednak pokazują kierunki myślenia o mężczyznach. Niewątpliwie męski PR kuleje. Nie tylko w Polsce.

Czyli jednak może wszyscy za ten korektor powinniśmy złapać?

A.M.: Tuszowaniem sprawy nie załatwicie. Zobacz, co się stało po akcji #MeToo, która naprawdę wywołała dużo zamieszania. Nie tylko pokazała siłę kobiecych ruchów, przełamując strach i wstyd wielu zwykłych kobiet, ale także dobitnie napiętnowała męskość – tę archetypiczną.

Czyli jaką?

A.M.: Toksyczną, która odwołuje się do cech postrzeganych dzisiaj jako szkodliwe zarówno indywidualnie, jak i społecznie. Chodzi o agresywne zachowania, skłonność do przemocy, dewaluację kobiet, homofobię itd. Ikonami tej toksycznej męskości – pojęcia rodem z lat 80., które dziś przeżywa gwałtowny renesans – są chociażby były już potężny hollywoodzki producent Harvey Weinstein i prezydent USA Donald Trump. Ich samcze zachowania wzmacniają wrażenie, że męskość jest w kryzysie. A opinia publiczna zaczyna w tę męskość strzelać.

Gdzie ten kryzys męskości się jeszcze przejawia?

P.P.: Choćby w tym, że wielu artystów, męskich celebrytów, zaczyna otwarcie mówić o swoich różnego rodzaju problemach, obawach czy wprost depresji, chorobie dwubiegunowej itp. To muzycy, tacy jak: Kanye West, Dawid Podsiadło czy Sebastian Karpiel-Bułecka, youtuberzy – Ekskluzywny Menel i Gimper – czy aktorzy – Keanu Reeves, Piotr Zelt oraz Paweł Małaszyński.

Widać to też w muzyce, zwłaszcza w popularnym od jakiegoś czasu emo rapie. Współcześni artyści tego gatunku śpiewają już nie o tym, jak zdobywają wszystkie dziewczyny na dzielni, tylko o tym, że jest im źle i ciężko. Samotność, nihilizm, lęk to – można by rzec – główne tagi.

„Młody Pi, lubię wchodzić na beat nickiem / Czasem marzę, że jestem beatnikiem / Na co dzień nie żyję, ja i moi koledzy / Jedyny raper, co śpiewa o tym, że nic nie przeżył / I robię muzyczkę, która czasem brzmi ładnie / I to jest jak piwnica, bo w tym siedzę od zawsze” – śpiewa Młody Pi w debiutanckiej epce pt. „Zdycham powoli, ale konsekwentnie”.

Ci, którzy zbyt długo siedzą w piwnicach – tych faktycznych czy metaforycznych – z czasem mogą się stać agresywni, dążyć do kontrreakcji.

P.P.: Tak zachowują się niekiedy incele.

Kto?

P.P.: Mężczyźni przebywający w celibacie wbrew swojej woli (ang. involuntary celibate). W takiej sytuacji łatwo się wściec na emancypację kobiet. Uważać, że kobiety się rozszalały i zepsuły. Stały się rozwiązłe i narcystyczne. W tej wizji świata to mężczyźni są wykorzystywani przez kobiety i dyskryminowani, w szczególności seksualnie.

A.M.: To nie jest tak, że oni na kobiety narzekają. To już jest mocna, wręcz radykalna nienawiść do kobiet.

Od tego tylko krok do prawdziwej wojny płci.

A.M.: Można powiedzieć, że pierwsza krew już się polała. W kwietniu 2018 roku w Toronto

Alek Minassian

wjechał w tłum przechodniów. Zabił 10 osób, ranił 15, głównie kobiety. Kilka minut przed atakiem umieścił na Facebooku wpis: „Bunt inceli już się rozpoczął!”.

P.P.: Oczywiście mówimy o zjawisku niszowym, zachodzącym gdzieś na krawędziach, ale niewątpliwie silnie rezonującym.

Skoro ta męskość jest dziś tak rozedrgana, to co z tym wszystkim robimy my – mężczyźni? Bo samo narzekanie czy wściekłość nie pomogą.

P.P.: Na razie pojawiają się takie męskie mikroruchy idące w różnych kierunkach. Jest np. grupa rewizjonistycznych mężczyzn, którzy uważają, że idea społeczeństwa kobiecocentrycznego jest zła i wprost szkodzi mężczyznom. Dlatego postulują powrót do tej starej męskości i starych praw, które według nich działały, bo nie było wówczas żadnych problemów. Przejawia się to m.in. w haśle: „Return of the kings”.

A.M.: Głód takich treści i zasad jest widoczny w ofercie warsztatów i kursów dla mężczyzn typu „męska strona mocy”, „nowi wojownicy”, „niedzielny mężczyzna”, które powstają jak grzyby po deszczu. Na warsztaty, na których można pokochać to, co męskie, zapraszają nie tylko w warszawskim Mordorze, ale też choćby w Bolesławcu. Często to są takie dosyć survivalowe zgrupowania, w czasie których mężczyźni ćwiczą w plenerze, jak zbudować schronienie, przetrwać w trudnych warunkach, postawić most itp. Ale poza takimi grupami ogrywającymi męskość „szałasową” są też takie ruchy, które próbują ją zbudować, opierając się na emocjonalności, urefleksyjnieniu.

Uczą mężczyzn płakać?

A.M.: Także. Albo o tym płaczu rozmawiać. Przez warsztaty psychologiczne, pracę z ciałem, jogę mają za zadanie odblokować stłumione męskie emocje i umożliwić wyrażenie wszystkich napięć czy niepokojów w bezpiecznym miejscu i atmosferze. Na forach często można znaleźć wyznania typu „właśnie pierwszy raz się popłakałem i dopiero wtedy poczułem się jak prawdziwy mężczyzna”. W Polsce od wielu lat funkcjonuje fundacja Masculinum prowadzona przez Jacka Masłowskiego, która prowadzi warsztaty odkrywania męskiej energii, zarządzania emocjami, budowania bliskości itd.

P.P.: Tym, co jest punktem wspólnym tych wszystkich męskich kolektywów, jest to, że są one właśnie męskie. Przy czym, jak mówiła Ania, w odróżnieniu od kobiet mężczyźni nie mają wokół siebie znaczących ruchów wsparcia, jakichś nowych wzorów, modeli, poza dosłownie kilkoma wyjątkami.

A.M.: I szukają swoich guru. Jednym z takich dość celebryckich mentorów mężczyzn jest Jordan Peterson, kanadyjski psycholog, autor książek i niezwykle popularnych wystąpień na YouTubie. Jego książka „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”, opublikowana w zeszłym roku, stała się swego rodzaju biblią „dla wszystkich mężczyzn wychowanych przez nadopiekuńcze matki, którzy nie przeszli żadnej inicjacji kulturowej, są kompletnie rozmemłani, impotentni w szerszym tego słowa znaczeniu i właściwie całkowicie zdetronizowani przez kobiety” – tak przynajmniej reklamuje sam siebie Peterson.

A co radzi?

A.M.: Przedstawia proste zasady: wyprostuj się, ściągnij ramiona, posprzątaj swój pokój, mów prawdę.

Mówi: nie zmieniaj świata, gdyż on jest zbyt skomplikowany, zacznij od siebie, od tego pokoju. Peterson to jednak postać kontrowersyjna – otoczona kultem przez wspomnianych inceli, ale posądzana o szowinizm czy wręcz rasizm przez środowiska lewicowe.

Czy da się powiedzieć, jaki jest czy powinien być ten dzisiejszy „prawdziwy” mężczyzna?

A.M.: Podczas naszego badania przyglądaliśmy się, w jaki sposób kultura opisuje mężczyzn w zachodnim kręgu kulturowym. I okazuje się, że to, co się wyłania dzisiaj – bo oczywiście wzorzec zmienia się w czasie – to cztery kluczowe wymiary: dbanie o wygląd i świadomość własnego wizerunku, partnerstwo w relacjach z członkami rodziny (kobietami), emocjonalność, czyli empatia i akceptacja ekspresji własnych uczuć, oraz otwartość: obyczajowa, wrażliwość społeczna, brak uprzedzeń, zaufanie do innych ludzi i swego rodzaju optymizm. To według nas cztery wskaźniki „nowej męskości”.

Opowiedzcie o nich.

A.M.: Najsilniejszym czynnikiem okazał się wygląd. Potwierdzają to różne dane, choćby te dotyczące rynku męskich kosmetyków, który jest najdynamiczniej rosnącym z sektorów branży beauty. Mężczyźni coraz chętniej sięgają po kremy do twarzy, balsamy do ciała, odżywki do włosów i peelingi, a 32 procent jest zdecydowanie otwartych na użycie produktów do makijażu w celu poprawy swojego wyglądu!

Mężczyźni naprawdę potrafią długo opowiadać o tym, jaki mają typ cery, czy służą im parabeny i SLS-y i że np. olejowanie ciała jest bardzo dobre. Jak się z nimi rozmawia, to ma się wrażenie, że słucha się kanału urodowej influencerki, bo ich wiedza i rozeznanie na rynku są bardzo duże.

To samo tyczy się też diety – co powinno się jeść na śniadanie, jak metabolizuje męski organizm, jak dobrać składniki odżywcze.

P.P.: Większość mężczyzn jest mocno przekonana, że od tego, czy są zadbani, jak się ubierają, zależy ich sukces zarówno zawodowy, jak i osobisty. Co ciekawe, już połowa z nich uważa, że presja dotykająca płeć męską w tym względzie jest taka sama, jaką odczuwają kobiety. „Ja zajebistą czuję presję, jeśli chodzi o to, jak powinienem wyglądać. Moim zdaniem ładni i szczupli mają łatwiej w życiu” – powiedział nam jeden z 30-latków. Mężczyzna ma być dobrze zbudowany, umięśniony i mieć wysportowaną sylwetkę. Dochodzi do tego jeszcze kwestia mody. Dzisiaj duża grupa mężczyzn widzi w niej możliwość zwiększania swojej atrakcyjności i podkreślania indywidualności. Wielu śledzi modę na blogach i portalach internetowych.

Mówicie tutaj tylko o młodych?

A.M.: To zjawisko wcale nie dotyczy tylko młodych, choć ta grupa jest niewątpliwie bardziej widoczna z punktu widzenia ulicy. Zauważają to starsi mężczyźni, którzy u nas w badaniu mówili: „Jacy ci chłopcy dzisiaj są ładni”.

Tę młodszą grupę mężczyzn dbających o wygląd nazwaliśmy w badaniu „instachłopakami”, bo właśnie jednym z ich głównych celów jest „zrobić siebie”. To coś więcej niż tylko być dobrze ubranym. To też mieć swój styl, mieć „fajne” zdjęcie na Instagramie, mieć wizerunek „fajnej” osoby. To więc nie tylko opowieść o tym, w co jesteś ubrany, ale też jak się prezentujesz i ile masz lajków.

Młodzi naprawdę wydają masę pieniędzy i na kosmetyki, i na ciuchy, i są świadomi obowiązujących kanonów – jak należy wyglądać na siłowni, na ulicy, na Instagramie. Status społeczny, do którego oni się pną, manifestuje się w wyglądzie i przez wygląd rywalizują o społeczną atrakcyjność.

Ale nie wszyscy młodzi są wydepilowani i wypielęgnowani. A nawet wśród tych, którzy depilują sobie wszystko, jest pewna nieprzekraczalna granica.

Jaka?

P.P.: Nogi. To miejsce jest absolutnie wykluczone i jego depilacja godzi we wszystkie męskie przymioty, które facet powinien reprezentować. Ale mamy też takich mężczyzn – zarówno starszych, jak i młodych – którzy potrafią powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna wieczorem powinien pachnieć potem.

Kim oni są?

P.P.: To dwie grupy bardziej reprezentujące ten typ „starej męskości”, która właśnie mocno przejawia się w wyglądzie. To grupa najstarszych mężczyzn mieszkająca w małych miastach i na wsi, którą nazwaliśmy „chłopami”, chcąc oddać ich bardziej tradycyjny charakter. To sędziwi panowie z trochę innej epoki i jakby poza tym wszystkim nowym, co się obecnie dzieje.

Druga grupa to stosunkowo młodzi mężczyźni, bardziej wielkomiejscy, którzy wyraźnie bronią tradycyjnej wizji męskości. Nazwaliśmy ich „menami”, bo mówią o sobie „prawdziwy mężczyzna”, czyli ten, który na pewno nie leci za tym, co jest modne, nie chodzi w spodniach rurkach, a kosmetyków używa na podstawowym poziomie, a nawet czasem z dumą podkreśla, że ich nie używa.

I na pewno nie płacze.

A.M.: Dla „menów” to wciąż zdecydowanie niemęskie. Ale dla większości płakać już możecie, byle nie „jak baba”.

To znaczy?

P.P.: Musi być wyraźny powód: pogrzeb, narodziny dziecka lub… mecz. Żadne codzienne błahostki.

Tolerancja dla okazywania takiego codziennego wzruszenia przez mężczyzn jest już zdecydowanie mniejsza, choć aż trzy czwarte potrzebuje wsparcia, zrozumienia, możliwości wygadania się. Coraz więcej mężczyzn okazuje też swoje uczucia (34 procent). „Często jest teraz tak, że czułość jest bardziej traktowana jako oznaka słabości. Dla mnie nie ma żadnego problemu, żeby pokazać, że coś mnie wzrusza, albo powiedzieć żonie, że ją kocham. Nie uważam, że to jest słabe” – mówi reprezentant jeszcze jednej grupy, którą my określiliśmy jako „faceci”.

Jacy oni są?

P.P.: Na pewno nie samce alfa, raczej byśmy powiedzieli, że takie samce beta, bez specjalnej napinki na męskość.

A.M.: Tacy mężczyźni, o których inni mogliby powiedzieć: „niskotestosteronowi”, nawet jakby poza płcią, bo w rozmowach częściej używają słowa „człowiek” niż „mężczyzna”. Nie interesują się nowoczesnością, trendami, nie przywiązują wagi do wyglądu, nie obchodzi ich wyścig szczurów. Lubią świat kobiet, zajęcia domowe, spędzanie czasu z dziećmi i są zdecydowanie za partnerskim związkiem. Są skłonni do wyrażania swoich uczuć i się ich nie wstydzą. I, przechodząc do kolejnych wymiarów „nowej męskości”, są bardzo partnerscy wobec kobiet, a także liberalni światopoglądowo.

Co właściwie oznacza to partnerstwo?

A.M.: W równym stopniu chcą dzielić obowiązki domowe, godząc je ze swoją pracą zawodową i aspiracjami partnerek. Można od nich usłyszeć: „Kto powiedział, że to kobieta ma sprzątać w domu?”. Są nawet w stanie zaakceptować to, że kobieta może zarabiać więcej.

P.P.: Zmieniają się też relacje ojców z dziećmi. Karmią dziecko, zmieniają pieluchy czy bawią się z nim w dom. Chcą być obecni w życiu dziecka i być z nimi równie blisko, jak matki. Choć oczywiście są też tacy mężczyźni, którzy wolą tradycyjny układ, w którym to kobieta zajmuje się domem i dziećmi, a mężczyzna niemal wyłącznie pracą.

To zapewne wspomniani przez was „meni” i „chłopy”.

A.M.: Ale także „instachłopcy”.

A czy oni nie mieli być tacy nowocześni?

P.P.: No właśnie to jest ciekawe. Ci młodzi, dbający o swój własny wizerunek „instachłopcy” są jednocześnie zupełnie nieelastyczni w relacjach z kobietami. Myślą i mają nadzieję, że jednak układ ról będzie taki, jak w ich rodzinnym domu. Mówią na przykład tak jak 28-letni Konrad: „Takie pierdoły, jak to się mówi, jak sprzątanie, pranie, nie będzie należało do mnie. Chyba że taka będzie konieczność, no wiadomo, że jestem chłopakiem, to wezmę odkurzacz i odkurzę. Ale zawsze to takie rzeczy to kobieta powinna robić”.

A.M.: Młodzi wbrew pozorom są bardzo konserwatywni. Głosują na prawicę, dosyć często chodzą do kościoła, mają właśnie tradycjonalistyczne podejście do związków z kobietami, a aż 64 procent z nich jest zdania, że aborcja powinna być bezwzględnie zakazana. Relatywnie często demonstrują też uprzedzenia do kobiet, nie wspominając już o uchodźcach, których zdecydowanie nie chcą w naszym kraju.

Czyli z jednej strony można dbać o swój wygląd, ciało, wklepywać w nie kremy i balsamy, kupować modne ciuchy, a z drugiej – być mniej partnerskim, konfliktowym?

P.P.: Postępowi niedomyci czy wypielęgnowane konserwy. A młodzi są chyba najbardziej polepieni z różnych aspektów. Idą o kilka kroków naprzód w kwestii pielęgnacji, są hedonistyczni, ale równocześnie stają się bardziej rygorystyczni, jeżeli chodzi o wspomniane nastawienie do kobiet.

A.M.: Słyszeliśmy to od całkiem normalnych chłopaków, którzy mają porządną pracę, przyjaciół i mają dziewczynę, która jest na przykład w ciąży i z którą za chwilę założą rodzinę. Pamiętam, jak jeden zapytany o to, jaką rolę odgrywa w takim związku i czy jest za partnerskimi relacjami, absolutnie bez obciachu odpowiedział: „Pchałem w nocy, będę pchał w dzień”. To znaczy: „Jestem facetem. Skoro zrobiłem dzieciaka, to i się nim zajmę, i nawet z wózkiem na spacer pójdę. Jestem odpowiedzialny, nic mi zarzucić nie możecie”.

Oprócz tego dramatycznego braku szacunku i czułości do własnej kobiety, a zarazem matki swojego dziecka, przynajmniej w sferze językowej.

P.P.: W języku wiele rzeczy widać. Wśród młodych w internecie i w przestrzeniach klubowych, powiedzmy nieformalnych, popularne na określenie dziewczyny jest na przykład sformułowanie „moja szmata” albo „moja dupa”. Czyli może sobie siedzieć chłopak ze swoją dziewczyną w grupie innych osób i powiedzieć: „To jest moja dupa”. I to może być tolerowane.

A.M.: Oczywiście wiadomo, że jest to jakaś postironia, trochę zabawa konwencją. Tak jak Afroamerykanie mówią do siebie „nigga”, czyli „czarnuchu” albo dziewczyny do siebie „cyce” albo „bitches”, czyli „dziwki”.

P.P.: Jeśli ktoś mówi: „Pchałem w nocy, będę pchał w dzień”, to raczej jest to, wykraczający poza sferę językową, manifest. Bo to nie jest tak, że są to powierzchowne, prozaiczne, bezrefleksyjne określenia, które nijak się mają do rzeczywistości. Skoro już na językach jest taki wizerunek kobiet i stosunku do nich, to za tym muszą pójść pewne działania, które podtrzymują taką wizję czy sposób opisu.

Tylko skąd ten brak szacunku do kobiet? Z kompleksów?

A.M.: Po części. To, co silnie wybrzmiało w relacjach młodszych mężczyzn opowiadających o swoich partnerkach, to ich wizerunek jako osób bardzo interesownych i roszczeniowych, instrumentalnie podchodzących do związków.

P.P.: Adam mówi tak: „One chciałyby jednocześnie przytulaska, czułego gościa, ale który potrafi przypierdolić na żylecie komuś, przenieść sto kilo, zarobić 25 tysięcy miesięcznie i jeszcze być świetnym i czułym tatą i to wszystko ma spakować w 24 godzinach”. Chodzi o to, że kobiety stały się niezwykle wymagające i zaczęły żądać od mężczyzn zarówno tych starych, jak i nowych cech. A mężczyźni się na to złoszczą, bo uważają, że to zdecydowanie za dużo, by jednocześnie świetnie wyglądać, bardzo dobrze zarabiać, do tego być partnerskim, zmywać naczynia, szorować wannę, gotować i jeszcze być empatycznym, a przede wszystkim poświęcać dziewczynie swój czas. To, na co najbardziej młodzi mężczyźni narzekali, to właśnie wymagania kobiet dotyczące okazywania im należytej uwagi.

A.M.: Atencja jest dla wszystkich młodych niezwykle ważnym pojęciem.

Sądzę, że niezależnie od wieku każdy chce, by inni zwracali na niego uwagę, poświęcali mu swój czas, budowali z nim jakąś relację.

A.M.: Tyle że tutaj ważne jest, żeby zrozumieć, o czym jest dzisiaj ten świat młodych.

To o czym?

A.M.: O presji na sukces. Mówiąc językiem młodych – o takim „wygrywie”, który oznacza spełnienie na froncie lajfstajlowym, gdzie zarabia się dobre pieniądze, żyje się na dobrym, widocznym dla innych poziomie, robi się fajne projekty, jeździ się na fajne wyjazdy, z których się robi fajne zdjęcia na Instagrama, i ma się wielu fajnych znajomych, z którymi chodzi się do fajnych klubów.

To jest właśnie ten język, którym oni się posługują.

P.P.: No i oczywiście jest fajna laska, która jest dopełnieniem tego mężczyzny i mówi o jego statusie. I tutaj dochodzimy do trywialnej prawdy – we dwójkę jest łatwiej i ekonomiczniej to wszystko osiągnąć, choćby wynająć mieszkanie. Razem mieszkają, razem wychodzą na miasto, prowadzą ten fajny lajfstajl itd. Starają się być taką „super power couple”, w której każdy może mieć poczucie, że odniósł życiowy sukces.

To mało romantyczne i niezwykle egocentryczne.

A.M.: Młodzi mają świadomość, że są pokoleniem prekariuszy, którzy już na wejściu są na „przegrywie”. I teraz od ich sprytu, również na rynku matrymonialnym, zależy to, jak się ustawią, jak będzie to ich życie się układało i wyglądało. Tu chodzi o zdolność radzenia sobie ze współczesnym światem, z kapitalizmem, zdolność pewnego sprzedawania się, wykorzystania wszystkich szans.

Czyli zasadniczo o to, żeby wygrać dla siebie jak najwięcej.

P.P.: Tak. „Wygrywem” jest ten, kto odpowiednio szybko rozpozna reguły gry, a następnie w tej grze zmaksymalizuje swoje korzyści. Wyciśnie z rzeczywistości jak najwięcej.

A jak się ma ten „wygryw” do męskości?

P.P.: To jest wręcz nowy wyznacznik tego, co bycie męskim oznacza. Męski to taki, który właśnie ten „wygryw” uzyskał.

A jak tego „wygrywu” nie będzie?

P.P.: Jak nie spełnisz oczekiwań, powinie ci się noga, to odpadasz. Takie dość instrumentalne, egoistyczne postawy są widoczne nie tylko w relacjach mężczyzn z kobietami, ale również w czysto męskich ekipach.

Młodzi mężczyźni będą się prezentować kolektywnie, dobrze w tej swojej grupie bawić, wspólnie przeżywać jakąś przygodę, ale finalnie jest tak, że każdy z nich gra wyłącznie na swój rachunek – na maksymalizację swoich korzyści i doznań.

A mówi się, że młodzi mają tyle empatii…

A.M.: Empatia z pewnością jako pojęcie zrobiła zawrotną karierę i weszła gładko do popkultury. Tylko co dzisiaj oznacza? W kontekście naszych młodych chyba lepiej mówić o emocjonalności, bo im niekoniecznie chodzi o wczuwanie się w sytuację innych, tylko o własne „ja”.

Czyli?

A.M.: Można mieć doła, można mieć słabszy dzień i to jest OK. Młodzi otwarcie o tym mówią, również mężczyźni.

Czy taki stuprocentowy „nowy” mężczyzna w ogóle istnieje? Bo raczej ci, których do tej pory opisaliście – „meni”, „chłopy”, „instachłopcy” czy „faceci” – nimi nie są.

A.M.: I tu właśnie dochodzimy do największego zaskoczenia, jakie przyniosły nasze dane.

P.P.: Bo paradoksalnie najbardziej tolerancyjni czy otwarci na nowe, gotowi na partnerskie relacje, a nawet na zmianę nawyków w sferze dbania o wygląd są nie ci młodzi, jak „instachłopcy”, ale dojrzali mężczyźni, którzy już swoje przeżyli – posadzili drzewo, wybudowali dom, spłodzili syna i nie muszą już o tej męskości myśleć.

Przestali się ścigać?

P.P.: Tak. Okazało się, że większy dystans, mniejsze napięcia, tolerancja, a nawet luz, odpuszczanie sobie pewnych spraw, urealnienie ambicji przychodzą wraz z wiekiem i doświadczeniem. Nowa męskość jest związana z większą świadomością siebie, wymaga kapitału, kompetencji społecznych, intelektualnych i finansowych. I tacy są „dżentelmeni”. Nazwaliśmy ich tak, żeby podkreślić właśnie te aspekty.

Co jeszcze ich wyróżnia?

A.M.: To, że są ustawionymi życiowo „wygrywami” – starsi, dobrze wykształceni, dobrze zarabiający, mieszkający w dużych miastach. Są zadowolonymi, spełnionymi ludźmi. Nie muszą się z nikim ścigać, niczego udowadniać. Czują się dobrze ze sobą. Z racji wieku są po tej pozytywnej stronie, dojrzałej, nietoksycznej męskości. Jednocześnie to jest taki typ facetów, którzy choć mają koło pięćdziesiątki, zachowują się, jakby mieli 30-40 lat. Tu telefonik, tu siłka, a nawet konto na Instagramie. Są bardzo na czasie i w ogóle aspirują do tego, żeby być młodymi. Dbają o siebie – o ciało i wygląd, bo nie chcą być „dziadkami”. Ale patrząc na nich, nie można im zarzucić, że są wypacykowani.

P.P.: Są też najczęściej w związkach, ale ze swoimi partnerkami już dawno się dogadali. Nie mają problemu, jeśli żona prowadzi samochód czy więcej zarabia. Są gotowi iść na kompromisy, bo widzą w relacjach wartość również dla siebie. No i są też wrażliwi na innych i liberalni światopoglądowo.

Czy polscy mężczyźni są też tacy?

A.M.: Właściwie tych pięć wyróżnionych przez nas grup okazało się niemal równolicznymi. Tych najbardziej „newmenowych” jest więc około 20 procent.

Gdybym miała w jednym zdaniu stwierdzić, jacy są polscy mężczyźni, to powiedziałabym, że są trochę nowsi w porównaniu z tym, jacy byli kiedyś, ale jeszcze nie całkiem nowi. Na pewno nie są też spójnym tworem. Wprost przeciwnie – są bardziej skomplikowani, hybrydowi niż kiedykolwiek.

P.P.: Zmiana męskości dopiero się zaczyna. Jeszcze nie wiemy, jaki będzie wielki finał.

***

Męskie podziały

„Dżentelmeni” – dojrzali, spełnieni, otwarci na nowe, akceptujący partnerstwo; w dużej mierze zgodni z wzorem „nowego mężczyzny”.

„Instachłopcy” – młodzi, aspirują do sukcesu finansowego, statusu, szukający swojej tożsamości i wyczuleni na punkcie własnego wizerunku.

„Faceci” – chcą równowagi, stabilności życiowej, spokojnego rodzinnego życia, „bez spiny”, z największym dystansem do męskości.

„Chłopy” – funkcjonujący w tradycyjnej męskiej tożsamości, gdzie ważne jest bycie głową rodziny.

„Meni” – aspirujący do „prawdziwej męskości”, nieakceptujący nowych wzorów, chcą powrotu do starej męskości.

***

Raport „Nowi mężczyźni(?)” agencji 4P powstał na podstawie badania ilościowego na populacji mężczyzn w wieku 18-75 lat; mężczyzn w tym wieku jest w Polsce 14 mln 172 tysiące; próba reprezentatywna N=1016

Anna Mazerant (1978) – psycholog, badacz, zajmuje się analizami i trendami konsumenckimi. Doradza markom i instytucjom w projektowaniu działań marketingowych. Pracuje w agencji badawczej 4P, w której wraz z dr Barbarą Frątczak-Rudnicką i Katarzyną Lipińską pracowała nad raportem „Nowi mężczyźni(?)”. Śledzi to, co nowe w kulturze, i zajmuje się produkcją filmów dokumentalnych.

Paweł Pawiński (1986) – socjolog, specjalizuje się w społecznej konstrukcji internetu. Pracuje w Zakładzie Komunikacji Wizerunkowej UWr. Jako badacz działa m.in. w ramach Króliczej Nory – nieformalnej sieci obserwatorów młodej kultury i nowych mediów. Bardzo lubi deskorolkę, memy, gry oraz zamknięte grupki na Facebooku.

Zapisz się na

przegląd wydarzeń

. Codziennie rano i wieczorem

Sign up for free to join this conversation on GitHub. Already have an account? Sign in to comment